niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 5

- Patrz to ta nowa! - słyszę za sobą już dobrze znany mi głos. Obracam się, by dostrzec osobę, która to powiedziała. Nie myliłam się, tak jak myślałam była to jedna z 'elitki'. Wzdycham kiedy zaczynają się do mnie zbliżać. 
- Co ty tutaj robisz? - pyta Lexi. Co jej powiedzieć? O, hej. Podsłuchałam waszą rozmowę w sklepie i wpadłam na pomysł, że tu przyjadę. Powiedziałam do siebie w myślach. 
- Um, ja usłyszałam o tym na ulicy i przyjechałam. -odpowiedziałam. 
- Niepotrzebnie, to nie miejsce dla cnotek takich jak ty. - powiedział jedna z bezimiennych. Może będzie łatwiej jak jakoś sobie je nazwę. Pomyśle nad tym później. 
- W zasadzie to ja przyjechałam tutaj się ścigać. - próbowałam im zaimponować. 
- Co? Ty nie mówisz serio, nie? - śmieją się. 
- Mówię całkiem serio, przed przeprowadzką dużo jeździłam. - kontynuuję bezsensowny dialog. 
- Nie możesz wziąć udziały, sorry. - mówi brunetka. Niby dlaczego? Za kogo ona się uważa? Nie będzie mi rozkazywać. 
- Co ty wygadujesz Kelly. - wyrwała mnie z zamyślenia Lexi. To znaczy, że bezimienna, brunetka to Kelly. - Ja dziś biorę udział, ona też może. - dokończa blondynka. Zaskoczyła mnie tym, co teraz? Zaczynam się niepokoić. 
- Patrz na jej auto, nie da rady przejechać pierwszego kółka. - to niestety prawda, teren był bardziej wyboisty i nierówny niż w tamtym mieście. Mogę się pożegnać z moim 'ambicjami' by zaimponować im. Lexi i Kelly szeptały coś do siebie. Zaczynam się bać, co one kombinują? Uciekać? Powoli wycofywałam się.
- Możesz wziąć mój samochód. - zaproponowała Kelly, a ja się zatrzymałam. Nie zachowuj się jak tchórz Cassie, powtarzałam sobie.  
- Ja, um, nie wiem czy to dobry pomysł. - starałam się postąpić rozsądnie. 
- Nie gadaj, że się boisz. Mogłyśmy się tego spodziewać i ty chcesz tu zaistnieć, być kimś? Na razie ci to nie wychodzi. - odparła ta trzecia. Jeju, jak ja jej nie trawie. Właśnie obróciły się i zaczęły powracać do tłumu ludzi, czekających na rozpoczęcie zawodów. 
- Czekajcie! - krzyczę. Co ja wyprawiam? - Gdzie te auto? - pytam. 
- Tam - Lexi wskazuje na czarne BMW. Na oko dosyć porządne. 
Elitka kieruję się w stronę pojazdu, podążam za nimi. Co jeśli uszkodzę samochód? Zaczynam się stresować, pojawia się ból brzucha mnie. Czemu zawsze podczas stresu musi tak być? Przeklinam w myślach swoją decyzję. 
- Masz kluczyki, mam nadzieję, że to co mówiłaś wcześniej to prawda i nic mi się nie stanie z autem. - mówi Kelly. 
- Spoko, dam radę. - próbuje być spokojna. 
Wsiadam do samochodu, a elita odchodzi. Zapoznaję się z pojazdem, rozglądam się po niedużej przestrzeni i niepokojące myśli powracają. Staram odstawić je na bok. Odpalam silnik i powoli ruszam w stronę startu.  


sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 4

Po powrocie do domu, przygotowuję się na następny dzień szkoły. Dzisiejszy dzień był miły, dyrektor opowiedział mi co i jak. Wychowawczyni też jest miła. Klasa jest w porządku, przewodnicząca oprowadziła mnie po szkole. W sumie jestem zadowolona z dzisiaj, ale cały czas myślę o tych trzech dziewczynach. Na stołówce widziałam przy nich jeszcze dwie, żeby ułatwić sobie całą tę sprawę po prostu nazywam je 'elitką'. Są popularne, lubiane, podziwiane i cóż... chamskie i zdzirowate.
"- Spoko, kolejna ofiara losu i kujon, który da nam ściągać"
Piskliwy głos jednej z tych dziewczyn chodzi mi po głowie. Nie chcę znów taka być. Podobno historia lubi się powtarzać, ale moja nie może, zrobię wszystko, żeby tak nie było. Nie mogę na to pozwolić, nie dostanę kolejnej szansy.
"- Co ona ma na sobie? Jakiś gówniany sweter i poniszczone, stare dżinsy."
Przypomina mi się kolejny tekst. Nagle coś we mnie pęka. Biegnę do szafy wyrzucam wszystkie ciuchy. Zachowuje się jak szalona, może taka jestem? Nie, nie jestem szalona jestem słaba. Myślę, że jestem uodporniona na takie obelgi, przecież słyszałam wiele gorszych, ale tak na prawdę nie potrafię dłużej udawać silnej. Nie mogę dłużej tego dusić w sobie i grzecznie ignorować. Biorę nożyczki z biurka i zaczynam ciąć granatowy sweter który miałam na sobie. Gdy kończę biorę kolejny i kolejny. Rozrywam bluzki i krzyczę jak bardzo nienawidzę mojego życia. Łzy spływają z moich oczu i spadają na potargane materiały. Sięgam po jakiś worek pakuje do niego stertę zniszczonych ubrań i odkładam. Podchodzę do pułki i zaglądam do pudełka które służyło mi za skarbonkę. Było obklejone naklejkami i porysowane. Zawsze jak mi się nudziło dorabiałam coś na nie. Znajdowały się tam pieniądze, nie są one na nic przeznaczone, zwyczajnie zbierałam jakby co. Teraz nadszedł ten moment 'jakby co'. Przekładam pieniądze do portfela, biorę kluczyki od mojego auta i wychodzę z domu. Dopiero kiedy wsiadam do auta uświadamiam sobie, że nie wiem nawet gdzie jest najbliższy sklep. Postanawiam jechać w stronę centrum, w kierunku szkoły, a potem się kogoś zapytam o drogę.


***

Parkuje samochód przed galerią i wysiadam. Udaję się do wielkich szklanych drzwi obrotowych. Mijam się z  nieznajomym wysokim, kędzierzawym chłopakiem. Miał piękne, zielone oczy. Zaczesał swoją ręką ciemne włosy i szedł dalej. Patrzy się na mnie dość długo jak na nieznajomego. Nie da się ukryć, że ja też na niego spoglądam. W końcu jestem tylko nastolatką, a on bardzo przystojnym gościem. Kiedy znika mi z pola widzenia, idę dalej i szukam jakiegoś odpowiedniego sklepu z ciuchami.
Wchodzę do pierwszego lepszego sklepu i szukam czegoś ciekawego dla siebie. Przez głowę przechodzi mi widok tajemniczego nieznajomego. Było coś w nim co mnie zaintrygowało. Udaję się do przebierali by przymierzyć parę bluzek i spodni które znalazłam.
- Siema, idziesz na wyścigi? - słyszę jakiś głos za sobą, udaję że szukam czegoś na półce obok i przysłuchuje się rozmowie. Czuje się dziś jak jakiś szpieg lub podsłuchiwaczka.
- Raczej tak, będzie nie źle. Może wezmę udział, trzeba wypróbować moje nowe cacko. - obracam się żeby przyjrzeć się rozmówcą. Są to dwie dziewczyny, co więcej znam je. Lexi i brunetka. Obracam się szybko nie chcę żeby mnie widziały.
- Odważysz się. Wow, będziesz jedyną dziewczyną w zawodach. Jesteś pe...
- Oczywiście, że jestem. - przerywa jej Lexi. - Jeszcze zobaczysz, że to wygram, a potem prześpię się z Wiliam'em. - zaczęły się śmiać. Zdaję mi się że ona mówi całkiem serio. W sumie, mogłam się tego spodziewać wygląda na taką. Widać, że się nie szanuję.
-No dobra, ale co z wyścigami? - kontynuuje brunetka.
-Nic jedziemy tam gdzie zawsze pod stary magazyn przy lesie. -  odpowiedziała jej. Po czym odeszły.
W moim starym mieście też organizowano takie nielegalne wyścigi. Wzięłam udział w paru kochałam to. Prędkość, adrenalina, zapach benzyny, drifty mogłabym wymieniać i wymieniać.  Wolałam jednak jeździć sama, nocą po parkingu za galerią handlową. Nie miałam dobrego samochodu do takich rzeczy. Miałam świadomość, że to cholernie niebezpieczne, ale nie obchodziło mnie to. Nie wiedziałam co mam zrobić ze swoim życiem, a to była pewna ucieczka od moich myśli. Nigdy nie brałam tego na poważnie traktowałam to jako zajęcie na czas wolny. Ostatnio prawie w ogóle nie jeździłam. 
Gdy jestem już przy kasie i płacę za ubrania. Zastanawiam się co zrobić. Kusi mnie żeby tam jechać, na prawdę tego chciałam. Nie wiem czy to była potrzeba ścigania się czy ciekawość co tam się wyprawia.
Wychodzę ze sklepu. Postanawiam nie jechać tam, miałam najczarniejsze scenariusze w głowie. Pakuje do bagażnika zakupy. Wsiadam do samochodu i sprawdzam na telefonie która jest godzina. Co? Dopiero 16:00. Co ja mam robić przez resztę dnia?  Jadę do domu, ale coś mnie zatrzymuję, w pewnym momencie zawracam zjeżdżam na pobocze i pytam się obcego przechodnia gdzie znajduję się stary magazyn przy lesie. Kiedy dostaję odpowiedz natychmiast ruszam. W głowie powtarzam sobie drogę podyktowaną przez obcego.


***

Dojeżdżam na miejsce, jest tutaj pełno ludzi. Po lewej stronie jest kilka drzew, las znajduję się trochę dalej. Po prawej  znajduję się stary, ceglany budynek. Domyślam się że to magazyn. Parkuje gdzieś na uboczu i wychodzę z pojazdu. Już zaczynam żałować wyprawy tutaj. Nikogo tu nie znam. Wsiadam z powrotem do auta kiedy dostrzegam wysokiego bruneta - nieznajomego ze sklepu. Co w nim takiego jest? Nigdy za specjalnie nie uganiałam się za chłopakami. Jednak coś karze mi zostać. Nagle wysiadam i ponownie zamykam samochód. Idę w stronę tłumu, zaczynam słyszeć dudniącą muzykę. Ludzie piją alkohol i krzyczą, niektórzy obstawiają zwycięzców, wielu też się bije. Opadła mi szczęka kiedy dostrzegłam dwie dziewczyny targające się za bluzki. Po chwili jedna zaczyna kopać drugą. Nie problem nie dostrzec też wielu obściskujących się par. Trochę mi słabo. Robię głęboki wydech i idę dalej.
- Patrz to ta nowa! - słyszę za sobą już dobrze znany mi głos.

Rozdział 3

-Cassie! - słyszę głos mojej mamy dochodzący z dołu. 
Staczam się z łóżka i podchodzę do szafy ze zmrużonymi oczami. Wczoraj wypakowywałam się do późna i nie wyspałam się. Nie mogłam zasnąć, zawsze tak mam w nowym miejscu, nie mam pojęcia dlaczego. Nie spałam chyba pół nocy. Zaczynam szukać jakiś odpowiednich ubrać na dziś w szafie. Długo nie mogę się zdecydować, stoję tak jeszcze przez 5 minut i dopiero decyduje się na założenie zwykłego granatowego swetra i stare, czarne dżinsy.
-Cassie, wstawaj bo się spóźnisz! - ponownie słyszę krzyk mojej mamy. 
-Już wstałam, zaraz zejdę! - informuje ją po czym idę do łazienki i myje zęby. 
Decyduje, że zepnę włosy w zwykły kucyk. Chodziłam tak częściej niż w rozpuszczonych włosach. Czułam się bardziej komfortowo w takich fryzurach. 
Schodzę po schodach i kieruję się do kuchni, a tam czeka już na mnie śniadanie. Spokojnie jem i myślę o dzisiejszym dniu. Przez chwilę przypomina mi się poprzednia szkoła, ci ludzie i wyzwiska. Zaczynam się denerwować. Co jeśli tu też się nie uda? Mam nadzieję, że nie będzie tak źle. Nie mam pojęcia czego się spodziewać. Nie wiem czy ludzie będą mili, jak wyglądają, co lubią. Za wszelką cenę chce się dopasować i być lubiana. Wiem głupie, ale po tylu latach bycia ofiarą, chcę poczuć się inaczej. Poczuć się doceniana i akceptowana. Ludzie są okrutni i potrafią zniszczyć człowieka. Nie chce znowu być prześladowana. Przez te narastające myśli o nowej szkole zaczyna mnie boleć brzuch. Chyba za bardzo się denerwuje. 
-Dzień dobry. - lekko ochrypły głos Josh'a wyrwał mnie z zamyślenia.
- Dobry - odpowiadam, na co on się uśmiecha. 
-Gotowa na pierwszy dzień w nowej szkole? - zapytał.
-Chyba tak, trochę się denerwuję.- odparłam ze zmieszaną miną. 
-Nie przejmuj się, wbrew pozorom podobno to dobra szkoła. Musisz tylko unikać złego towarzystwa. - kiwam głową by pokazać że zrozumiałam. 
-Dobra, muszę wychodzić, trzymaj się. - poinformował mnie i zaczął kierować się w stronę drzwi wejściowych. 

*** 

 Podjeżdżam na parking przed budynkiem i wysiadam z auta. Kieruję się w stronę wejścia. Szkoła z zewnątrz wyglądała na zadbaną, co mnie trochę zaspokajało. Nagle słyszę jak rozlega się dzwonek. Super, akurat musiałam przyjść kiedy zaczyna się przerwa. Odetchnęłam i chwyciłam za klamkę. Muszę przestać bać się ludzi. Zamarłam gdy weszłam do środa i ukazał mi się widok tych wszystkich nastolatków. Zaczynam żałować mojego ubrania, te dziewczyny wyglądają... inaczej. Każda jest wystrojona, większość ma na sobie spódniczki, sukienki lub strasznie obcisłe spodnie. Nie wspomnę o bluzkach z tak wielkim dekoltem. Sięgam do kieszeni po małą karteczkę z numerem mojej szafki i idę wzdłuż korytarza na poszukiwania. Mijam grupkę punków i jakiś dziewczyn które piorunują mnie wzrokiem. Zauważam też blondynkę z bardzo ostrym makijażem i sukienką dosięgającą do połowy ud. Na nogach miała glany. Jej koleżanka, brunetka popycha jakąś uczennice. Przeraziłam się na ten widok, ona czuła to co ja niedawno. Gdy przechodzę koło tych dwóch, słyszę jak obgadują każdą zauważoną osobę. Zauważam szafkę numer 56 i podchodzę do niej. Pięć szafek dalej znajdują się te dwie, więc nadal je słyszę. Coś podpowiada mi że będzie dla mnie lepiej jeśli nie będę ich słuchać.  Niestety ciekawość nie pozwala mi na to. 
- Patrz na tą. - zaczęła brunetka. - Co ona ma na sobie? Jakiś gówniany sweterek i stare poniszczone dżinsy. - nie przejmuję się tym, słyszałam gorszę teksty. 
- Spoko, kolejna ofiara losu i kujon który da nam ściągać. - podeszła do nich trzecia dziewczyna.
Układam swoje rzeczy na półce, ale nagle ktoś mi przerywa. 
- Hej, jesteś nowa, nie? Jestem Lexi. - blondynka podała mi rękę. Moje zdziwienie było ogromne. Jej koleżanki stały za nią i tylko się śmiały. O co chodzi? 
- H-hej - jąkałam się - Cassie. - uścisnęłam jej dłoń. Czy tu jest ukryta kamera? Nie rozumiem dlaczego jest dla mnie miła. Może pozory mylą, może na prawdę  chce zaprzyjaźnić. 
- Teraz nie mamy czasu gadać, ale wpadnij w piątek na imprezę do mnie. - szukała czegoś w torbie, po chwili wyciągnęła karteczkę i długopis. Zaczęła coś na niej pisać po czym wręczyła mi ją. - Tu masz adres. Narka. - powiedziała, po czym poszła, a te dwie zaraz za nią. Wszyscy chłopcy na korytarzu zaczęli się za nią obracać. Większość gapiła się jej na tyłek, cóż wygląda nieźle, tylko za dużo tapety. Najwyraźniej wielu się to podoba. Spoglądam na karteczkę, to jakiś żart prawda? Ta impreza to pewnie kłamstwo, a adres jest zmyślony lub po prostu fałszywy i chcą mnie tylko nabrać. Piątek jest jutro. Mam jeszcze czas zastanowić się nad tym. Może pójdę, chcę udowodnić innym że nie jestem sztywna czy coś. Jestem tak zdeterminowana do tego, żeby być lubianą, że zaczynam się martwić. 



Rozdział 2

Jedziemy już około godziny do nowego domu, ale to cieszyło mnie jeszcze bardziej, im dalej od tamtego życia tym  lepiej. Byłam szczęśliwa nie tylko z tego powodu, ale też dlatego ponieważ mama będzie miała spokój od mojego prawdziwego ojca. Na samą myśl o tym człowieku drżałam ze strachu. Byłam świadoma wszystkiego co stało się 17 lat temu, przed moimi narodzinami. Mama i Josh nie chcieli przede mną tego ukrywać. Ta historia nie była miła, ani wesoła, to był koszmar. Mama popełniła wiele błędów, na szczęście w odpowiednim momencie pojawiła się miłość. Dla mnie to przereklamowane uczucie. Mężczyzną teraz zależy tylko na jednym, obawiam się że coraz większej ilości dziewczyn też. W sumie to nie dziwie się, skoro mężczyźni tacy są to co nam pozostaje? Trzeba się dopasować, inaczej nigdy nie zaznamy spokoju lub tego uczucia 'bliskości'. Zaskakujące jest to że sama nie miałam nigdy prawdziwego chłopaka lub przyjaciółki, a tyle o tym wiem. Najwyraźniej jestem dobrym 'obserwatorem'.
Podziwiam Josh'a że pomógł  mamie i nic nie oczekiwał w zamian. Wystarczyła mu tylko miłość. Przetrwali trudny okres. To w sumie niesamowite. Oni byli jedyną parą według mnie która była taka prawdziwa. Zapewne jest ich wiele, ale oni są jedyną taką którą znam. Są ze sobą na dobre i na złe. Wiele mężczyzn olałoby całą sprawę gdyby dowiedzieli się o ciąży. On podjął wyzwanie. Jest moim tatą i mi to wystarczy. Nie należę do tych dzieci które robią wszystko by poznać swojego prawdziwego rodzica. Mam gdzieś Jake, dopóki nie robi krzywdy mamie.
Auto zatrzymało się przy niedużym, dwu piętrowym domku. Jest piękny, koloru ciemnej zieleni z zewnątrz z ciemno brązowym dachem. Opadła mi szczęka, wszystko zaczęło mi się układać w głowie. Czy teraz będziemy mieszkać w domu?
-Niespodzianka. Oto nasz nowy dom. - powiedział Josh. Czy on sobie żartuje? Mama jest także zaskoczona, nie wiedziała.
- Cholera Josh jest wspaniały! - krzyknęła. Mężczyzna uśmiechnął się tylko i popatrzył na mnie.
- A ty, co myślisz? - spytał.
- Brak mi słów, ale zgadzam się z mamą jest piękny. - odpowiedziałam podekscytowana.
- W takim razie chodźcie do środka!
W środku był równie piękny, jeszcze nigdy nie byłam w takim. Na ścianach znajdowały się obrazy, meble są ciemno brązowe raczej z jakiegoś drewna, a podłoga była pokryta panelami.
-Na górze będzie twój pokój, nasz jest tam. - mama wskazała palcem na ciepłe pomieszczenie po prawej stronie. Nic nie odpowiedziałam, od razu pobiegłam schodami do mojego pokoju.
Weszłam do nie dużego pomieszczenia i momentalnie pojedyncze łzy spłynęły po moich policzkach. Jest niesamowity i mój. Ściany były biało-fioletowe. Przy oknie znajdowało się podwójne łózko, a na przeciwko niego było szklane biurko i duża szafa na ubrania.
Pobiegłam na dół i rzuciłam się na Josh'a.
- Dziękuję. - szepnęłam.
- Dla was wszystko.- odpowiedział.
- Kocham cię - pierwszy raz w życiu wyznałam mu to. Czułam się dziwnie, ale to co powiedziałam to prawda. Zachowywał się jakby był moim tatą, a przecież nim nie jest.
- Ja ciebie też.
***
Jutro jest mój pierwszy dzień w nowej szkole. Nie mam pojęcia jak mam się zachowywać, co mówić, a co nie. Z kim rozmawiać, a kogo unikać. Nawet nie wiem co ubrać. Wiem tylko jedno i tego będę się trzymać: teraz muszę zrobić jak najlepsze wrażenie i nie być ofiarą. Chcę rządzić, chcę być tą najlepszą...

Rozdział 1

*Cassie's POV*

- Idź pieprzyć się ze swoim ojcem! - znowu rozległy się krzyki na korytarzu szkolnym. Tym razem nie zatrzymałam się, biegłam jak najszybciej do wyjścia.
Nie potrafiłam sama panować nad swoimi emocjami. Nie wiedziałam kim jestem, co czuje i komu mogę zaufać. W jednym momencie nie chciałam tego kontynuować, moje życie ze wszystkich stron było nieudane. Najgorsze jest to że nie mogę nawet porozmawiać o tym z bliskimi, ponieważ ich nie mam. Chcę zacząć życie od nowa  z zupełnie innymi ludźmi, od podstaw. Gdzie nikt nie będzie mnie oceniał za to kim byłam tylko za to kim jestem.
Prawie spóźniłam się na autobus. Zaczęłam jeszcze szybciej biec na przystanek. Nagle zauważyłam grupkę ludzi, znałam ich, ale to nic dobrego nie wróżyło.
- No proszę, proszę kogo my tu mamy. - usłyszałam głos bardzo dobrze mi znany - głos mojego prześladowcy Rocky. Szłam dalej, nie odwracałam się do nich. Nie miałam najmniejszej ochoty kłócić się i wysłuchiwać wrednych obelg.
- Gdzie to się pędzi. - wzdrygnęłam się kiedy poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. - Zaskoczona? Nie spodziewałaś się że tak szybko dyrektorka da mi spokój, po tym jak nakablowałaś, nie?  - nie odezwałam się. Wiedziałam że ona chcę jednego walki. Dosłownie. Jest siedemnastoletnią dziewczyną , a dla niej jedynym wyjściem z problemu jest bicie się. Wiedziałam, że nie ma sensu się stawiać, nie mam z nią szans. Jest silna i bije ludzi chyba codziennie.
- Czy to nie twój autobus? -powiedziała Rocky, a ja po chwili obróciłam się i dostrzegłam odjeżdżający już pojazd. Cholera.
- Następny masz dopiero za 30 minut, wystarczy żeby załatwić całą tą sprawę. - powiedziała, po czym poczułam gorąco na moim policzku. Uderzyła mnie. Tego jest już za wiele. Od razu przyłożyłam rękę do obolałego miejsca. Dla mojej przeciwniczki nie był to koniec zaczęła kopać mnie po nogach. Z bólu skuliłam się do pozycji obronnej. Nie miałam sił uciekać. Nagle coś się we mnie obudziło, nie wytrzymałam, nie mogłam dłużej być spokojna.
- Odpierdol się ode mnie! Idź pieprzyć się z każdym napotkanym kolesiem jak to zawsze robisz. - wykrzyczałam. Dziewczyną opadły szczęki, a ja byłam dumna, że się jej postawiłam. Wykorzystałam ich zdziwienie i uciekłam im jak najszybciej mogłam.
Obracałam się parę razy by spojrzeć jak daleko są ode mnie. Moje zdziwienie było ogromne kiedy dostrzegłam że mnie nie gonią. Czy one próbują zajść mnie od innej strony? Może po prostu dały mi spokój. Nie, na pewno to dla nich nie koniec, dorwą mnie jutro w szkole. Nie mogę nie iść znów do szkoły i udawać choroby bo boję się starcia z tymi zdzirami. Mam tego dość. Muszę coś z tym zrobić, nie mogę pozwolić na to wszystko. Najgorsza jest myśl, że powoli zaczęłam się do takiego traktowania przyzwyczajać.

***

Poczułam ulgę kiedy tylko wbiegłam do klatki. Za chwilę będę w domu, tam jest bezpiecznie, tam nikt mi nie powie nic złego. Weszłam do domu i od razu zamknęłam drzwi na klucze. Mama przyszła do przedpokoju kiedy tylko mnie usłyszała.
- Gdzie tak długo byłaś? Autobus już dawno przyjechał. - powiedziała.
- Nie zdążyłam na niego, byłam zmęczona, szłam powoli...- nie dokończyłam zdania, ponieważ przerwała mi.
- Co ci się stało!? Ktoś cię uderzył? - krzyknęła zdenerwowana. Zauważyła. Podeszłam szybko do lustra i zobaczyłam ślad na policzku, który zostawiła Rocky.
Nie miałam sił już kłamać. Powiedziałam mamię prawdę, a ona natychmiast poinformowała Josh'a - mojego tak jakby tatę.
Kiedy Josh wrócił z pracy, mieliśmy poważną rozmowę. Opowiedziałam mu wszystko to co mamię.
- Myślałem nad tym w pracy i postanowiłem. Przyjmę tę pracę która mi zaproponowano i wyjedziemy, wyprowadzimy się stąd. Zmienisz szkołę, zaczniemy od nowa. - bardzo się ucieszyłam gdyż tego właśnie pragnęłam.
Nie czekaliśmy zaczęliśmy się pakować i wszystko po kolei załatwiać i omawiać między sobą.


_________________________________________________________
Krótki rozdział, ale obiecujemy się poprawić. ;)

Prolog

- Chcesz to? - zapytał szorstkim głosem.
- Chcę - odpowiedziałam cicho.
- W takim razie przyjdź pod ten adres. - wręczył mi karteczkę z adresem. Pokiwałam głową i wzięłam ją od niego. Była tam zapisana ulica na której znajdowała się opuszczona fabryka, która trzy lata temu splajtowała. Nie chciałam z nim tego robić, nie chciałam mieć nic z nim wspólnego, ale był jedyną osoba, która mogła dać mi to czego potrzebowałam. Byłam na głodzie, a on był dilerem.

***

Dochodziła godzina 17:00, a ja byłam blisko celu. Wreszcie moim oczom ukazał się stary budynek - fabryka. Otworzyłam metalowe drzwi i dostrzegłam Jake'a czekającego na mnie. Brzydziłam się nim, ale jeśli chciałam dostać towar nie miałam wyboru. Podeszłam do niego a on uśmiechnął się szeroko i zaczął się do mnie dobierać. Przez chwilę żałowałam mojej decyzji, ale potrzeba cały czas rosła. Nie zrobiłam żadnego ruchu, po prostu  stałam tam jak posąg. Po chwili szarpnął mną i przeniósł  na materiał pod ścianą. Ściągnął ze mnie bluzkę i spodnie, kreśląc palcem linię zaczynającą się na szyi a kończąca na brzuchu. Obrzydzenie sięgnęło zenitu gdy ściągnął mi majtki. Dreszcz przeszedł przez całe moje ciało kiedy wszedł we mnie. Pojedyncze łzy spływały po moim policzku.
- No co jest maleńka źle się bawisz? - zapytał po czym szyderczo się zaśmiał.
Po około 20 minutach wyszedł ze mnie, a ja pośpiesznie wstałam i natychmiast się ubrałam.
-Dawaj here - powiedziałam.
- Nie tak prędko kochanie - wzdrygnęłam się na te słowa.
- Dawaj here! - powtórzyłam zdenerwowana. W głębi duszy cholernie się bałam  ale za nic nie dałam po sobie tego poznać.
- Musisz coś jeszcze dla mnie zrobić - zaśmiał się z wyższością.
- To są kurwa jakieś żarty?! - zaczęłam wrzeszczeć.
- Słuchaj suko! - krzyknął Jake - Nie będziesz na mnie wrzeszczeć to po pierwsze, a po drugie wrócisz tu za z Joshem za tydzień, muszę się z nim spotkać.
- A jeśli tego nie zrobię? - zapytałam wściekła. Josh to mój przyjaciel, najbliższa mi osoba, nie chcę go w to  wciągać.
- To nici z hery  - odpowiedział.

***

Minęły dwa tygodnie, a ja od wczoraj wymiotuje, zaczęłam bać się że ten idiota się nie zabezpieczył. Na wszelki wypadek poszłam do apteki po test ciążowy.
Gdy wróciłam do domu od razu pobiegłam do łazienki zrobić go. Po chwili straciłam grunt pod nogami.
- Kurwa! Kurwa! Kurwa! - przeklinałam uderzając pięścią w ścianę. Jestem w ciąży z tym dupkiem. Jak mam mu to powiedzieć? On mnie zabije...

*17 lat później* 

Jake pobił mnie tak dotkliwie, że wylądowałam w szpitalu. Wszystko jakoś się układało dopóki nie wrócił do miasta. Josh i ja wbrew pozorom stworzyliśmy prawdziwy i dobry dom dla dziecka. Cassie ( bo tak właśnie dałam jej na imię) ma teraz 17 lat. Nie miała łatwego dzieciństwa, nie znała swojego prawdziwego ojca, w szkole nie raz się z niej wyśmiewali. Na szczęście przebrnęła przez to i w tej chwili jest  dobrze. Obawiam się tylko że to cisza przed burzą...