sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 3

-Cassie! - słyszę głos mojej mamy dochodzący z dołu. 
Staczam się z łóżka i podchodzę do szafy ze zmrużonymi oczami. Wczoraj wypakowywałam się do późna i nie wyspałam się. Nie mogłam zasnąć, zawsze tak mam w nowym miejscu, nie mam pojęcia dlaczego. Nie spałam chyba pół nocy. Zaczynam szukać jakiś odpowiednich ubrać na dziś w szafie. Długo nie mogę się zdecydować, stoję tak jeszcze przez 5 minut i dopiero decyduje się na założenie zwykłego granatowego swetra i stare, czarne dżinsy.
-Cassie, wstawaj bo się spóźnisz! - ponownie słyszę krzyk mojej mamy. 
-Już wstałam, zaraz zejdę! - informuje ją po czym idę do łazienki i myje zęby. 
Decyduje, że zepnę włosy w zwykły kucyk. Chodziłam tak częściej niż w rozpuszczonych włosach. Czułam się bardziej komfortowo w takich fryzurach. 
Schodzę po schodach i kieruję się do kuchni, a tam czeka już na mnie śniadanie. Spokojnie jem i myślę o dzisiejszym dniu. Przez chwilę przypomina mi się poprzednia szkoła, ci ludzie i wyzwiska. Zaczynam się denerwować. Co jeśli tu też się nie uda? Mam nadzieję, że nie będzie tak źle. Nie mam pojęcia czego się spodziewać. Nie wiem czy ludzie będą mili, jak wyglądają, co lubią. Za wszelką cenę chce się dopasować i być lubiana. Wiem głupie, ale po tylu latach bycia ofiarą, chcę poczuć się inaczej. Poczuć się doceniana i akceptowana. Ludzie są okrutni i potrafią zniszczyć człowieka. Nie chce znowu być prześladowana. Przez te narastające myśli o nowej szkole zaczyna mnie boleć brzuch. Chyba za bardzo się denerwuje. 
-Dzień dobry. - lekko ochrypły głos Josh'a wyrwał mnie z zamyślenia.
- Dobry - odpowiadam, na co on się uśmiecha. 
-Gotowa na pierwszy dzień w nowej szkole? - zapytał.
-Chyba tak, trochę się denerwuję.- odparłam ze zmieszaną miną. 
-Nie przejmuj się, wbrew pozorom podobno to dobra szkoła. Musisz tylko unikać złego towarzystwa. - kiwam głową by pokazać że zrozumiałam. 
-Dobra, muszę wychodzić, trzymaj się. - poinformował mnie i zaczął kierować się w stronę drzwi wejściowych. 

*** 

 Podjeżdżam na parking przed budynkiem i wysiadam z auta. Kieruję się w stronę wejścia. Szkoła z zewnątrz wyglądała na zadbaną, co mnie trochę zaspokajało. Nagle słyszę jak rozlega się dzwonek. Super, akurat musiałam przyjść kiedy zaczyna się przerwa. Odetchnęłam i chwyciłam za klamkę. Muszę przestać bać się ludzi. Zamarłam gdy weszłam do środa i ukazał mi się widok tych wszystkich nastolatków. Zaczynam żałować mojego ubrania, te dziewczyny wyglądają... inaczej. Każda jest wystrojona, większość ma na sobie spódniczki, sukienki lub strasznie obcisłe spodnie. Nie wspomnę o bluzkach z tak wielkim dekoltem. Sięgam do kieszeni po małą karteczkę z numerem mojej szafki i idę wzdłuż korytarza na poszukiwania. Mijam grupkę punków i jakiś dziewczyn które piorunują mnie wzrokiem. Zauważam też blondynkę z bardzo ostrym makijażem i sukienką dosięgającą do połowy ud. Na nogach miała glany. Jej koleżanka, brunetka popycha jakąś uczennice. Przeraziłam się na ten widok, ona czuła to co ja niedawno. Gdy przechodzę koło tych dwóch, słyszę jak obgadują każdą zauważoną osobę. Zauważam szafkę numer 56 i podchodzę do niej. Pięć szafek dalej znajdują się te dwie, więc nadal je słyszę. Coś podpowiada mi że będzie dla mnie lepiej jeśli nie będę ich słuchać.  Niestety ciekawość nie pozwala mi na to. 
- Patrz na tą. - zaczęła brunetka. - Co ona ma na sobie? Jakiś gówniany sweterek i stare poniszczone dżinsy. - nie przejmuję się tym, słyszałam gorszę teksty. 
- Spoko, kolejna ofiara losu i kujon który da nam ściągać. - podeszła do nich trzecia dziewczyna.
Układam swoje rzeczy na półce, ale nagle ktoś mi przerywa. 
- Hej, jesteś nowa, nie? Jestem Lexi. - blondynka podała mi rękę. Moje zdziwienie było ogromne. Jej koleżanki stały za nią i tylko się śmiały. O co chodzi? 
- H-hej - jąkałam się - Cassie. - uścisnęłam jej dłoń. Czy tu jest ukryta kamera? Nie rozumiem dlaczego jest dla mnie miła. Może pozory mylą, może na prawdę  chce zaprzyjaźnić. 
- Teraz nie mamy czasu gadać, ale wpadnij w piątek na imprezę do mnie. - szukała czegoś w torbie, po chwili wyciągnęła karteczkę i długopis. Zaczęła coś na niej pisać po czym wręczyła mi ją. - Tu masz adres. Narka. - powiedziała, po czym poszła, a te dwie zaraz za nią. Wszyscy chłopcy na korytarzu zaczęli się za nią obracać. Większość gapiła się jej na tyłek, cóż wygląda nieźle, tylko za dużo tapety. Najwyraźniej wielu się to podoba. Spoglądam na karteczkę, to jakiś żart prawda? Ta impreza to pewnie kłamstwo, a adres jest zmyślony lub po prostu fałszywy i chcą mnie tylko nabrać. Piątek jest jutro. Mam jeszcze czas zastanowić się nad tym. Może pójdę, chcę udowodnić innym że nie jestem sztywna czy coś. Jestem tak zdeterminowana do tego, żeby być lubianą, że zaczynam się martwić. 



1 komentarz: